środa, 20 listopada 2013

Czy w Morzu Martwym żyją krokodyle?

Niedawno pojechałam razem z moją ciocią Agnieszką do Izraela. Było tam nadzwyczaj dużo wyjątkowych miejsc ale najbardziej zaskoczyło mnie Morze Martwe.
Piątego dnia naszej podróży zapakowałyśmy do plecaków kostiumy kąpielowe, ręczniki, krem do opalania a ja wzięłam również okularki do pływania. Kiedy jechałyśmy nad Morze Martwe przez okna autokaru oglądałyśmy życie w mieście, które jest bardzo znane- Betlejem. Tam bowiem mieścił się nasz hotel zbudowany, jak większość budynków, z piaskowca.
 
Beduin na pustyni sprzedający chusty.
  
Potem wyjechaliśmy na drogę, która dzieli Pustynię Judzką na dwie części. Ta pustynia, w przeciwieństwie do tego co mówiła nazwa, była zamieszkana przez Beduinów. Były tam ich osiedla a pustynia potrafiła wyżywić ich i ich zwierzęta. Na pustyni nie ma szkół, więc ich dzieci codziennie rano zawoził do szkoły autobus, który objeżdżał wszystkie budynki. Wyjeżdżając z pustyni widzieliśmy już wodę, jednak jechaliśmy jeszcze kawałek obok plantacji palm daktylowych.
 
 
Z okna autokaru-palmy daktylowe.




W końcu autokar stanął na parkingu koło plaży. Morze Martwe leży na najniższej depresji świata - 417 m p.p.m. więc zdziwiłam się, że do plaży trzeba zejść jeszcze niżej po schodach.
Po przebraniu się weszliśmy na plażę z udeptanym, bardzo gorącym piaskiem, tak twardym, że nawet nie można było robić babek. Pierwszą rzeczą, które zobaczyłyśmy były prysznice z normalną wodą, by opłukać się po wyjściu z tej okropnie słonej.
Wreszcie mogłam rzucić się do wody.
- Aaaaa- wrzasnęłam po trzech krokach- tu coś leży, jakaś oślizgła skóra krokodyla.
- To nie żadna skóra tylko błoto- odpowiedziała ciocia i zaczęła się smarować tym co wzięłam za resztki krokodyla.
-Aha- odpowiedziałam i zaczęłam chodzić po wodzie jak krokodylek, aby dostać się do głębszej wody, nie musząc dotykać stopami tego obrzydlistwa. Po kilku "krokodylich" krokach uznałam, że jestem w odpowiednim miejscu, by położyć się na wodzie. Prawie natychmiast zaczęły mnie szczypać nawet najdrobniejsze ranki, a nawet takie, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Szczypanie spowodowała sól, której w Morzu Martwym było ok. 70%. Przez taką ilość soli woda wydawała się bardzo tłusta i nieprzyjemna.
Postanowiłam popłynąć, nie bardzo to wychodziło ponieważ z powodu soli nie mogłam zanurzać głowy. Ciocia, która nie umie pływać nieufnie położyła się na wodzie, okazało się, że nie idzie na dno.
- Julciu, nie odpływaj za daleko- krzyknęła, jakby mogło mi się coś stać w wodzie w której naprawdę nie można się utopić.
Potem wyszłam z wody, by posmarować się błotem, które podobno działa leczniczo na skórę. Wzięłam garść błota i po sekundzie rzuciłam je na ziemię. Było tak gorące, że nie mogłam go utrzymać w ręce. Usmarowałam się błotem, które wyjęłam z wody, ponieważ było trochę chłodniejsze. Po chwili skóra pokryta błotem zaczęła mnie szczypać. Spłukałam ją pod prysznicem i potem tylko raz weszłam do wody, gdyż zdecydowanie bardziej podoba mi się wylegiwanie na leżaku niż w wodzie, po której w dodatku okropnie szczypie skóra.
 Morze Martwe było miłym doświadczeniem, ale zdecydowanie bardziej wolę nasz polski Bałtyk.
 
Leżymy sobie na wodzie.
 
Morze Martwe nie jest duże, ale za to bardzo słone.
 


wtorek, 12 listopada 2013

Pozbywam się nauczycieli. / I'll do it without a teacher!

    W pewien ponury, nudny poniedziałek siedziałam przy biurku i próbowałam rozwiązać ćwiczenia z języka polskiego. Bezskutecznie. Nie lubiłam ortografii, przysłówków, zaimków i innych według mnie bezużytecznych dziwactw. Ale pisanie opowiadań było całkiem miłe. Pomyślałam, że kiedy będę dorosła na pewno nie będę polonistką...
-No nie, nigdy tego nie włożę!- z zadumy, bardzo brutalnie, wyrwał mnie mój brat. Według mnie ostatnio zrobił się bardzo nerwowy.
-Po co tak jęczysz?- spojrzałam jak mocuje się z szufladą pełną zabawek- Nie widzisz, że wystarczy poprzestawiać parę rzeczy?
-Rzeczywiście- tym razem musiał przyznać mi rację. Kiedy wkładałam zeszyt do tornistra kątem oka zobaczyłam jak zadowolony domyka szufladę.
     Lekcje zrobione, pokój posprzątany, więc uznałam, że porysuję trochę w moim czarnym notesie. Wpadłam na pewien pomysł. Nasza szkoła organizuje akcję pisania blogów przez uczniów, ale uczniowie piszą swoje blogi wraz z nauczycielami. Ten pomysł jednak niezbyt mi się spodobał. Ale przecież mogę go pisać samodzielnie. Tylko na jaki temat?... Już wiem. Najpierw ujawnię swoje zadumane ego.

On a boring, cloudy Monday afternoon I was sitting at my desk and I was trying to do my Polish homework. Unsuccessfully. I don't like spelling, adverbs, pronouns and other useless in my opinion oddities. But writing stories was  fun. I thought I`ll never teach Polish when I grow up...
-No! I`ll never fit it in!- my brother stopped my daydreaming roughly. 
-Why are you groaning?- It looked like he was fighting with a drawer full of toys- Don't you see, you only need to rearrange some toys?
-Actually, you're right. -this time he had to admit. While I was packing my notebook to the schoolbag, I saw that he closed the drawer.
I did my homework, my room was cleaned, so I'd thought I'd draw some pictures in my notebook. I had an idea. Our school organizes blog writing contest. But I didn`t like that idea. But I can write this blog itself. But what about? I know. First, I shall reveal my thoughtful ego.

 
Oto moje zadumane ego.
 My thoughtful ego.